środa, 20 lutego 2019
Pierwsze polowania na dziki w ramach rządowego planu walki z ASF zakończyły się fiaskiem. W lasach było zbyt dużo spacerujących obrońców zwierząt, a zbyt mało dzików. Nie dopisali też myśliwi.
Na polowanie zbiorowe koła łowieckiego Sokół z Oleśnicy przyszło tylko czterech myśliwych. W lasach wokół Mszczonowa łowczy stawili się liczniej. Ale towarzyszyło im 140 ochotników z Warszawskiego Ruchu Antyłowieckiego, więc nie upolowali żadnego dzika. Polowanie koła Zalesie w lasach magdaleńskich odwołano. – I tak byśmy nic nie ustrzelili – mówi prowadzący polowanie. – W naszych dwóch obwodach dzików już nie ma, wszystkie padły. W ostatnich dwóch miesiącach znaleźliśmy 139 martwych sztuk.
Zanim łowczy poszli w las, kontredans wokół zmasowanego odstrzału dzików przekroczył granice absurdu. Najpierw minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski oświadczył, że gadzinę trzeba „wybić do zera”, więc Ministerstwo Środowiska w piśmie do Polskiego Związku Łowieckiego zawnioskowało o „dalszy intensywny odstrzał w skali całego kraju z ukierunkowaniem na lochy, w celu maksymalnego obniżenia populacji”. Chwilę później szef tego resortu Henryk Kowalczyk zapewniał, że nie ma mowy o żadnej depopulacji, chodzi o zwykłe polowania w ramach planu łowieckiego. Plan ...
Chcesz czytać dalej ten tekst?
Chcesz mieć nieograniczony dostęp do wszystkich płatnych artykułów na Polityka.pl i innych korzyści?