Sobota, 23 lutego 2019
Dzieje Komisji Likwidacyjnej RSW, która na początku lat 90. stworzyła podstawy rynku prasowego, są pasjonujące, ale nieznane. Dlatego krytykom III RP łatwo budować tezy o „medialnej Magdalence” i „resortowych układach”. Na 25-lecie transformacji warto tę historię przypomnieć, bo jest ciekawsza niż polityczne zmyślenia.
Komisja Likwidacyjna Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej Prasa-Książka-Ruch powstała w przyspieszonym tempie prac sejmowych w kwietniu 1990 r., gdy w Polsce wyłaniał się nowy ustrój i nowe porządki. Jej koncept miał polegać na tym, żeby na miejsce peerelowskiego molocha, jednego z filarów odchodzącego reżimu (RSW kontrolowała 90 proc. rynku wydawniczego prasy i 25 proc. książek, zatrudniała kilkadziesiąt tysięcy osób), powstał jakiś nowy porządek medialny sprzyjający pluralizmowi prasy. Na pewno był to jeden z największych projektów prywatyzacyjnych w Polsce i z pewnością jeden z pierwszych. I to przeprowadzony w bardzo trudnych warunkach ostrego kryzysu gospodarczego, przy słabych bankach, bez funkcjonującego jeszcze rynku kapitałowego i reklamowego.
Jak wszystkie tego typu decyzje ówczesnej władzy, która tworzyła nową rzeczywistość, w tym także medialną, ta również była na wskroś polityczna, bo dotyczyła kształtu czwartej władzy, jej różnorodności i kondycji. Przed powołaniem Komisji i już w trakcie jej prac trwały gorą...
Chcesz czytać dalej ten tekst?
Chcesz mieć nieograniczony dostęp do wszystkich płatnych artykułów na Polityka.pl i innych korzyści?