Poniedziałek, 18 lutego 2019
Prof. Antoni Sułek o tym, jak traktować sondaże, żeby ich wyniki nie przesłoniły sedna polityki.
JĘDRZEJ WINIECKI: – Jak badania opinii publicznej wpływają na demokrację?
ANTONI SUŁEK: – W przestrzeni publicznej dominują sondaże o rozkładzie poparcia dla polityków i partii politycznych. Ich wyniki trafiają na pierwsze strony gazet i na paski w telewizjach. To przyczynia się, zwłaszcza w społeczeństwie silnie spolaryzowanym, do tworzenia atmosfery konkurencji i wyścigu. Niewątpliwie są jednak cennym źródłem informacji.
Politycy muszą wiedzieć, jak ich projekty są oceniane w różnych segmentach społeczeństwa; wtedy mogą je korygować. Bez sondaży rządziliby po omacku. One także racjonalizują politykę. Przywódcy partyjni czują się skrępowani w zapewnianiu o swoich szansach i w samochwalstwie. Ktoś z 3 proc. nie ośmieli się mówić, że głosuje na niego jedna trzecia. Mogą być ostrogą, jak w przypadku badania pokazującego mniej więcej równe szanse Rafała Trzaskowskiego i Patryka Jakiego w wyborach na prezydenta Warszawy. Obaj deklarują, że będzie to dla nich mobilizujące, choć szczególnie dotyczy to Trzaskowskiego, bo jego konkurent miał wcześ...
Chcesz czytać dalej ten tekst?
Chcesz mieć nieograniczony dostęp do wszystkich płatnych artykułów na Polityka.pl i innych korzyści?
Zaskoczeniem było zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA w 2016 r. W 267 sondażach, które przeprowadzono między czerwcem (czyli od czasu, gdy dwójka czołowych kandydatów zapewniła sobie nominacje partyjne) a listopadowymi wyborami Trump jako zwycięzca wystąpił ledwie w 35 przypadkach.
Ostatnia prosta, w październiku i listopadzie, była pochodem sondażowych zwycięstw Hillary Clinton, spośród 122 sondaży wzięła górę w 115. I faktycznie Clinton zdobyła prawie 3 mln więcej głosów, ale kształt amerykańskiego systemu wyborczego (obywatele wybierają elektorów, dopiero oni prezydenta, kluczowe jest zwycięstwo w poszczególnych stanach, a nie bezwzględna liczba głosów w całym kraju) sprawił, że Trump zdominował ze znaczną przewagą kolegium elektorskie i wprowadził się do Białego Domu. Przewagi w stanach nie było widać w badaniach.
Weźmy mniej skomplikowany przypadek. Referendum z czerwca 2016 r. o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Obywatele udzielali odpowiedzi, czy wyjść z Unii, czy w niej pozostać. W ostatnich sondażach przed głosowaniem większość, i to wyraźną, mieli zwolennicy pozostania w Unii. Jeśli zwolennicy tzw. brexitu górowali, to rzadziej i z reguły z mniejszą przewagą. Wynik: wychodzimy, z przewagą 3,8 proc. głosów.
Takich kiksów było więcej. W 2015 r. w Wielkiej Brytanii długo w sondażach wygrywała Partia Pracy, jednak rząd wzięli konserwatyści. Dwa lata później wyglądało na to, że wyborcy skażą ich na trudne koalicje, a zdobyli samodzielną większość. W Polsce w 2015 r. w żadnym z sondaży Andrzej Duda nie wygrał pierwszej tury wyborów prezydenckich. Co ostatecznie zrobił, by wziąć też turę drugą.