Piątek, 22 lutego 2019
Mariusz Janicki, Joanna Podgórska, Ewa Wilk
Przedstawiamy polsko-polski słownik wyrazów skradzionych, przejętych, czasami niemal na wyłączność, przez narodowo-katolicką prawicę.
Proceder zawłaszczania trwa na dobrą sprawę od dwóch dekad, ale wyraźnie przyspieszył po 2005 r., a już zwłaszcza po katastrofie smoleńskiej w 2010 r. Odbywało się to, niestety, częściowo za bierną zgodą nie-prawicy, która zdaje się przyjmować do wiadomości, że pewne pojęcia wymknęły się z jej słownika, już na stałe weszły do języka narodowej, katolickiej prawicy.
Zdarzenie symboliczne: prezenter jednej ze stacji radiowych, używając niedawno słów „naród”, „godność” i „patriotyzm”, przeprosił na antenie, że mówi „pisem”. Tak jakby dla niego i dla słuchaczy miało być oczywiste, że to język obcy, jedynie cytowany. A tak nie jest. Oddanie wielu ważnych słów w pacht jednej politycznej opcji powoduje nie tylko zubożenie języka innych środowisk ideowych, ale też sprawia wrażenie, jakby słowa i rzeczy wielkie występowały tylko na prawicy, jakby tam jedynie było przywiązanie do wartości, moralność, szacunek dla państwa.
Prawica, w niemal niewidoczny sposób, urabia resztę społeczeństwa, używając skojarzeń, znaczeniowych zbitek, których w końcu ...
Chcesz czytać dalej ten tekst?
Chcesz mieć nieograniczony dostęp do wszystkich płatnych artykułów na Polityka.pl i innych korzyści?