Czwartek, 21 lutego 2019
Mariusz Janicki, Grzegorz Rzeczkowski
Woda, która zalała budowę stołecznego metra i zamknęła tunel Wisłostrady, zaczyna podtapiać Hannę Gronkiewicz-Waltz. Może jeszcze utrzymuje jakieś poparcie, ale sympatia w dużej części się rozpłynęła. Jak w przypadku całej Platformy.
Prezydentura Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie w ogóle mocno przypomina rządy PO w kraju. Pierwsze czterolecie wiceszefowej PO to zapowiedzi wielkiego skoku, rozpoczęcie wielu inwestycji, uspokajanie, że stolica jako plac budowy stanie się miejscem czasowo niewygodnym, ale przyszłe korzyści zrekompensują ten brak komfortu. Warszawa zyskała pierwszy porządny stadion w Polsce, czyli przebudowaną arenę Legii przy Łazienkowskiej. Krakowskie Przedmieście stało się salonem na miarę europejskiej stolicy, metro wreszcie dojechało do końca jedynej linii, powstało też Centrum Nauki Kopernik – pierwsza tego typu instytucja w Polsce. Na torach pojawiły się pierwsze od wielu lat nowe tramwaje, a Szybka Kolej Miejska wreszcie zaczęła spełniać podstawowe wymogi metropolitarnej kolejki.
Druga kadencja pani prezydent, podobnie jak premiera Tuska na czele rządu, to miał być czas kończenia spraw, finału, widocznych efektów. Ale wciąż niemal wszystko jest w budowie, ulice pozamykane, inwestycje niepokończone, zapowiedzi nowych utrudnień, zapchane trasy i narzekania. – Ewidentnie zeszła kadencja była lepsza w wykonaniu pani prezydent. Sprawowała osobisty nadzór nad wieloma inwestycjami, była widoczna. Od ...
Chcesz czytać dalej ten tekst?To artykuł, do którego dostęp mają prenumeratorzy Polityki Cyfrowej
Chcesz mieć nieograniczony dostęp do wszystkich płatnych artykułów na Polityka.pl i innych korzyści?